piątek, 29 sierpnia 2008

Wspomnienia

Fotografowałam ją dwukrotnie
– raz, gdy przygotowywałyśmy plakat,
który w efekcie wyszedł czarno-biały,
a drugi raz chyba przyszła do mnie
z zamówieniem „Pagartu”.
Powstał wówczas taki znany plakat Ani
w niebieskich piórach.(...)

Pracowało nam się wspaniale,
nie było żadnych komplikacji.
Jak się później okazało, wiele zdjęć
z tego spotkania wyszło naprawdę dobrze.
Ania była zdziwiona, mile zaskoczona
swoim wyglądem.

Renata Pajchel - fotograf


Nie można było jej nie kochać! Osobowością swą zniewalała wszystkich. Miała talent, urodę, bezpośredniość – wszystko, czym można oczarować innych.

Niezmiernie cieszę się, iż należę do grona osób,
które znały i kochały Anię.
Jako muzyk profesjonalista myślę, że taki talent
zdarza się naprawdę rzadko.


Nigdy nie zapomnę występów Ani śpiewającej przy kolonijnych ogniskach. Najczęściej jeździłyśmy na kolonie letnie do Żabostowa koło Chodzieży,
stąd pozostało mi urocze zdjęcie ,
gdy zaplatałam Ani warkocze...

Anna Ulrich-Skalska

Kiedy zginęła, upchnęłam wszystkie zdjęcia na zasadzie, że nigdy już się nie przydadzą,
że to zamknięty rozdział…
To wspaniałe, iż Ania jakby przeżyła własną śmierć i wciąż żyje …

Zdjęcia również mają swój żywot, też się starzeją, są podpisane latami, naznaczone aktualną modą. Przechowują coś z prawdy
o człowieku.
Dlatego więcej szacunku dla osoby, która udowodniła, że można żyć po śmierci.
Czapki z głów…

Renata Pajchel - fotograf


To, co się potem działo z Anką, a właściwie z pamięcią
o niej, było następstwem uruchomienia się naturalnego mechanizmu, który prawie zawsze bezbłędnie zaczyna funkcjonować w takich przypadkach. Gwiazdy mają często to do siebie, że świecą intensywnie, krótko i gasną
w najmniej oczekiwanym momencie.
Kiedy stanie się tak z człowiekiem, a jeszcze
w dodatku kimś takim jak Anka, ludzie nie potrzebują wiele, aby upewnić się w przekonaniu, że stracili Gwiazdę.
Nie wiem, jak dalej potoczyłoby się Jej życie,
bo tego nikt nie jest w stanie przewidzieć.
Wiem jedno, że kiedy myślę o niej, zawsze ogarnia mnie to uczucie, które, najbardziej uderzało mnie w niej i w jej piosenkach: rodzaj jakiegoś nieuchwytnego smutku…

Andrzej Mogielnicki – autor tekstów piosenek



Ania obawiała się tego wyjazdu.
Mówiła „nie lubię wyjeżdżać sama”.
Zawsze jeździł z nią Jarek, lecz wtedy wybierała się z Perfectem.
Na kilka dni przed podróżą w hotelu dopadły ją Cyganki
i powiedziały, że ma bardzo długą linię życia.
Tamten dzień jej wyjazdu mam ciągle przed oczami.
Natalia strasznie płakała, że mama wychodzi.
Wzięłam ją na ręce i stanęłam przy oknie. Machała do niej i sama się rozpłakałam. Gdy Ania zobaczyła, że ja również płaczę,
wróciła się i powiedziała:
„Mamo, nie płacz. Popatrz – pokazała mi rękę – będę żyła bardzo długo. Cyganka mi to wywróżyła”. I odjechała...

Halina Szmeterling – mama Anny



W Podstawowej Szkole Muzycznej jako jedna
z nielicznych zastała wybrana na występy
do Filharmonii Poznańskiej.
Grała tam na fortepianie. Miała zostać pianistką.

Józef Szmeterling – tata Anny


Będąc w II czy może III klasie Państwowej Podstawowej Szkoły Muzycznej grała
na tzw. Popisie.
Była dobrze przygotowana, ale w jednym miejscu stale się myliła. Gdy na popisie miała zagrać ten właśnie fragment, zaczęła się denerwować
i oczywiście pomyliła się.
Rozpoczęła od nowa. Historia się powtórzyła.
Podszedł do niej dyrektor szkoły i powiedział:
„Aniu, nie denerwuj się, i tak pięknie zagrałaś. Spróbuj jeszcze raz, a na pewno będzie dobrze".
Pech jednak chciał, że nic z tego nie wyszło.
Ania wstała, ukłoniła się, powiedziała „przepraszam” i ...uciekła płacząc.

Halina Szmeterling – mama Anny




Od razu byłyśmy sobie bliskie, jak gdyby zawsze tak było. Być może czas, sytuacje i zdarzenia sprawiły, że w pewnym momencie zżyłyśmy się bardziej.
Nie potrafię powiedzieć dokładnie, kiedy to nastąpiło,
ale ten związek był najsilniejszy w ostatnich latach
życia Ani.
Możemy przyjąć postawę filozoficzną i uznać, iż nieprawdą jest, że już jej nie ma, bo przecież istnieje –
w naszej pamięci, w piosenkach.
Jej dusza pozostała.
Natomiast, żeby nie wiem jak silnie trwała
w pamięci, nie mogę z nią usiąść, porozmawiać...
Brakuje jej bardzo. Wydaje mi się nawet,
iż w pewnym sensie
jestem umniejszona o nią, a tym samym o siebie.

Halina Frąckowiak - przyjaciółka Anny

Ania była… była… Boże, jak strasznie, mimo upływu lat,
brzmią dla mnie te słowa! Dlatego, kiedy teraz Natalia
odrzuca włosy do tyłu gestem identycznym,
jak robiła to Ania, kiedy śmieje się dokładnie tak samo
i śpiewa równie pięknie jak jej matka,
czuję delikatny skurcz serca.
Niezgoda na tę śmierć tkwi we mnie od tylu lat. (…)
Jeśli więc rozstanie, jak mówią Francuzi, jest trochę śmiercią,
to może śmierć jest tylko troszeczkę rozstaniem.

Alicja Woy – Wojciechowska
przyjaciółka Ani


Kiedy odeszła, w „Studiu Gama” nadawano akurat jej ostatnią piosenkę, „Pozwolił nam los”,
z muzyką Jarka Kukulskiego
i moim tekstem.
Gdy po raz pierwszy usłyszałem na końcu utworu śmiech Ani,
nawet sobie pomyślałem,
że powiem jej, by trochę go złagodziła,
aby nie był tak drapieżny (...)
Ania zaśmiała się jakby z odrobiną cynizmu. Tak nam się wydawało.
Dziś brzmi to tak, jakby szydziła z losu.

Jerzy Dąbrowski
– autor tekstów wielu piosenek


Mówią, że tak długo żyje człowiek, jak długo żyje pamięć o nim.
Ja uważam, że życie tylko wtedy ma sens,
jeśli coś po człowieku zostaje.
Anna zostawiła córkę, zostawiła nagrania i teledyski,
płyty i dobrą pamięć o sobie
– jak dotąd – w dwóch pokoleniach..
Żyła i śpiewała pod określoną szerokością geograficzną,
gdzie – jak mawiał Jean Cocteau – „głupota zabrała się do myślenia”… Pokonać to wszystko i istnieć po śmierci
– to największe zwycięstwo Anny Jantar.

Jerzy Milian – kompozytor, dyrygent


Ja mamy prawie wcale nie pamiętam.
Znam ją głównie ze zdjęć i opowiadań najbliższych. Utkwiły mi tylko jakieś strzępy obrazów.
Pamiętam na przykład jej długie,
czerwone paznokcie i to,
że ubierała się na czarno.
Jednak przez cały czas wyczuwam jej obecność, dlatego nagrałam piosenkę „Dłoń”,
która jest o mamie.


Natalia Kukulska córka Anny


14 marca 1980 roku przedpołudnie było słoneczne.
Wiał jednak bardzo silny wiatr, który nie wiadomo dlaczego niepokoił mnie. Podzieliłem się swymi odczuciami
z mamą Ani towarzyszącą mnie i Natalii w drodze
na lotnisko Okęcie.
Natalia, ściskała mocno mały bukiecik kwiatów, nie mogąc się doczekać spotkania z mamą,
która dzień wcześniej dzwoniła z Nowego Jorku,
żeby poinformować o swoim przylocie.
Po raz ostatni usłyszałem wtedy jej głos
i nigdy już jej nie zobaczyłem...


Jarosław Kukulski – mąż Anny

Brak komentarzy: